Przepis DIY na puder myjący do twarzy

Przepis DIY na puder myjący do twarzy
Od dawna przymierzałam się do kupienia pudru myjącego. To ciekawy i całkiem innowacyjny produkt, dlatego chciałam wypróbować jak sprawdzi się u mnie. Jednak kiedy poszłam do drogerii i zerknęłam na jego skład, a potem na cenę to trochę się zdziwiłam. Nie było tam nic innowacyjnego i praktycznie wszystkie składniki miałam  już u siebie w domu. Jeżeli, tak jak ja, chcecie trochę zaoszczędzić i niskim kosztem samodzielnie przygotować taki puder zapraszam do czytania dalej.


DIY face washing powder



W sklepach znajdziemy kilka firm produkujących pudry myjące,  zwane też czasami czyszczącymi. Pełnią one tak naprawdę dwie funkcje: oczyszczają naszą skórę z sebum i zanieczyszczeń oraz delikatnie peelingują. 

Stosowanie ich jest bardzo proste, chociaż ja z moją tendencja do chlapania na około potrafię nimi trochę zabrudzić łazienkę. Odrobinę proszku wysypujemy na dłoń lub do miseczki i rozrabiamy z  wodą, tak żeby powstała pasta. Nakładamy ją na twarz i delikatnie masujemy po chwili zmywając. Zazwyczaj stosuję puder pod prysznicem, bo nie muszę się wtedy martwić o wycieranie rozchlapanej glinki z podłogi ;).

Poniżej znajdziecie prosty i całkowicie naturalny przepis na domowy puder do mycia twarzy (kliknij aby powiększyć).




Podany przepis można modyfikować zmieniając zarówno rodzaje glinek i mąk, ich proporcje, jak i dodając inne składniki. 

Oto kilka dodatków, które wzmocnią działanie pudru:

- drobno zmielony cukier - aby uzyskać peeling mechaniczny 
- ususzone płatki róży - trzeba je zmielić np. w moździerzu, dostępne np. tu
- owoce liofilizowane - zastrzyk witamin i minerałów
- puder jedwabny - dodatkowo odżywi skórę, dostępny w Biochemii Urody 

Taką mieszankę możemy też stosować na skórę głowy rozrabiając ją z szamponem.

Dodanie olejków eterycznych nie jest konieczne i należy z nimi uważać, ponieważ mogą zlepiać puder. 

Ważność produktu zależy od tego czy nie dostało się do środka dużo wilgoci, bo wtedy może zacząć rozwijać się pleśń.

Przyznam, że nie stosuję tej pasy na co dzień. Jestem trochę zbyt leniwa, żeby codziennie rozrabiać proszek z wodą, a do tego wolę nie podrażniać  skóry zbyt częstym masażem drobinkami glinki. U mnie lepiej sprawdza się w roli maseczki, po którą sięgam kiedy mam chwilę czasu, bo lubię zostawić pastę na twarzy na kilka minut. Efekty, jak to po glince, są znakomite.

Zachęcam jednak do spróbowania, bo może jesteście mniej leniwi niż ja i  komuś z Was przypadnie do gustu taka metoda oczyszczania.

Czy istnieje "zdrowy" manicure i alternatywa dla hybryd?

Czy istnieje "zdrowy" manicure i alternatywa dla hybryd?
Dzisiejszy wpis postanowiłam poświęcić metodom dbania o paznokcie i ich upiększania. Lakiery do paznokci to chyba ostatni produkt, o którym myślimy kiedy chcemy zmienić kosmetyki na bardziej naturalne. Warto jednak się nad tym zastanowić, zwłaszcza jeżeli jesteśmy lakierowymi maniaczkami i nasze paznokcie muszą być zawsze pomalowane.


Kto z nas nie marzy o długich, zadbanych i zdrowych paznokciach? Zazwyczaj wygląd paznokci to w dużej mierze kwestia genów, zdrowego odżywiania i ogólnego stanu organizmu, ale na szczęście  kobiety i na to znalazły sposób a dzięki lakierom, hybrydom czy żelom możemy trochę "oszukać system". Jednak jak to w życiu bywa nie ma nic za darmo i wszystkie te metody mają skutki uboczne. 

Lakiery (pisząc lakiery trochę uogólniam i mam na myśli zarówno te tradycyjne, jak i hybrydy czy przedłużanie żelowe) nakładane na nasze paznokcie oddziałują na nas z kilku stron:

- poprzez wdychanie
- wnikanie w płytkę paznokcia
- poprzez skórę, której dotykamy pomalowanymi paznokciami

Jakie zatem zagrożenia czekają na nas po pomalowaniu paznokci?


1. Szkodliwe składniki 
Kiedy otwieramy buteleczkę dowolnego lakieru pierwsze co zauważamy to okropny intensywny zapach. Wynika on z faktu, że lakiery na paznokcie mają być przede wszystkim trwałe i elastyczne tak jak... lakiery samochodwe. Wbrew pozorom nie różnią się one od siebie aż tak bardzo, bo niektóre zawierają częściowo te same składniki.
Do najbardziej szkodliwych składników jakie możemy znaleźć w lakierach należą np.:

Triphenyl phosphate (TPHP) - zaburza system hormonalny, w badaniach na zwierzętach powodował on problemy z reprodukcją, sugeruje się też jego związek z otyłością
Methymethacrylate (MMA) - nawet małe ilości mogą uszkodzić płuca czy wątrobę 
Ftalany - wiąże się je m.in. ze zwiększeniem ryzyka wystąpienia astmy u dzieci oraz uszkodzeniem układu nerwowego u płodów
Formaldehyd - podrażnia układ oddechowy, skórę, oczy, toksyczny dla wątroby. Podejrzewany o powodowanie wad płodu i kancerogenność. Może wywołać onychyliozę paznokci.
Toluen - toksyczny rozpuszczalnik mogący m.in wpłynąć na uszkodzenie mózgu

2. Lampy UV
Powszechnie wiadomo, że nadmierna ekspozycja na światło UV zwiększa ryzyko zachorowania na raka skóry. Z tego powodu w wielu krajach ograniczono dostęp do solarium osobom niepełnoletnim. Lampy, pod którymi utwardzane są hybrydy stwarzają takie same zagrożenie dla naszej skóry co solarium. I chociaż hybrydy stały się popularne dopiero kilka lat temu to już zauważono zwiększone ryzyko zachorowania na raka u osób regularnie stosujących manicure z użyciem lamp.

3. Zmywanie acetonem
Także zmywanie lakieru niesie ze sobą pewne ryzyko, zwłaszcza kiedy używamy do tego produktów z acetonem. Oprócz dużego wysuszenia i podrażnienia naszej skóry i paznokci wykazuje on też niewielkie  działanie neurotoksyczne na ludziach. 

4. Infekcje i grzybica
Ta uwaga dotyczy głównie sztucznych paznokci akrylowych. Pomiędzy płytką naturalną i sztuczną paznokcia gromadzą się i rozwijają wirusy i bakterie oraz może rozwinąć się grzybica. Z tego powodu, w niektórych szpitalach pielęgniarki mają zakaz noszenia sztucznych paznokci.

Jak się chronić?


Trochę postraszyłam, ale spokojnie. Nie ma co wpadać w panikę ;).  Pomalowanie hybrydą paznokci od czasu do czasu np. na ślub czy w trakcie urlopu nie powinno nikomu zrobić większej krzywdy, ale warto wiedzieć jakie ryzyko niesie regularne używanie lamp czy wdychanie szkodliwych oparów (zwłaszcza w czasie ciąży).

Szczególną uwagę powinny zachować zwłaszcza manicurzystki, które cały dzień mają styczność ze szkodliwymi substancjami. W celu ochrony mogą np. nosić maseczki z filtrem i zadbać o dobrą wentylację miejsca, w którym pracują.

W przypadku domowych zabiegów warto robić je przy otwartym oknie. Ważne jest też, żeby lampy jakich używamy były dobrej jakości, bo źle utwardzona hybryda mimo, że jest trwała to cały czas wydziela szkodliwe opary, które mogą przyczynić się do wystąpienia alergii. Pamiętajcie też przed włożeniem ręki pod lampę o posmarowaniu jej kremem z filtrem SPF i nie malowaniu skórek.

Alternatywne metody dbania o paznokcie


EDIT - zachęcam też do przeczytania mojego nowego postu (tutaj) z  najlepszym zastępstwem hybryd z jakim się do tej pory zetknęłam.

Obecnie na rynku nie ma w pełni naturalnych lakierów. Nie wynika to jednak z braku dobrej woli producentów, a raczej z trudności z opracowaniem formuły, która będzie łatwa w nakładaniu, szybo schnąca i trwała. Mimo to istnieją alternatywy dla zwykłych lakierów czy hybryd wolne od niektórych substancji takich jak toulen, formaldehyd czy TPHP. 

Takie "zdrowsze" lakiery znajdziemy m. in. u Yves RocherDeborah Milano - seria Formula Zero, Ella + Mila, ZAO Make-up Organic, Pacifica, Benecos, SanteNCLA i nowość dla mnie S'N'BIO mająca w składzie aż 85% składników naturalnych. Nie są one tak łatwo dostępne jak tradycyjne lakiery, ale dzięki internetowi możemy większość z nich zamówić online.

Ja do tej pory przetestowałam dwie z tych marek - Yves Rocher o numerze 104 i Pacifica w odcieniu Pink Crush. YR w tym zestawieniu wypada trochę gorzej ze względu na słabe krycie (nawet po dwóch grubszych warstwach widać delikatne prześwity) i gorszą trwałość (2-3 dni bez topu). Natomiast bardzo łatwo się go nakłada i ma super pędzelek ułatwiający aplikację.

Pacifica zachwyciła mnie od samego początku - mocne krycie, szybkie wysychanie, dobra trwałość (nawet ok. 5-6 dni bez topu) i piękny kolor. Zdecydowanie polecam.

Yves Rocher nr 104
Lakier Yves Rocher nr 104
Pacifica Pink Crush
Lakier Pacifica w odcieniu Pink Crush

Osoby, którym nie zależy na kolorze, ale chcą mieć zdrowe i zadbane paznokcie powinny zainteresować się manicure japońskim. Jest to popularna metoda pielęgnacji polegająca na wcieraniu w paznokcie specjalnej pasty witaminowej składającej się z  wosku pszczelego, krzemionki, witamin  oraz składników nawilżających i natłuszczających jak gliceryna, pantenol i parafina. Efekt zdrowego blasku po utrwaleniu pudrem utrzymuje się nawet 2 tygodnie. Jest to świetna opcja dla osób ze zniszczoną płytką, ponieważ mocno odżywia i nabłyszcza paznokcie, a także dla panów chcących zadbać o dłonie. Niestety nie jest to produkt wegański.

Najpopularniejszą marką dostępną na naszym rynku jest P.Shine, ale widziałam też konkurencyjny produkt marki Lily Angel.
Zestaw do wykonywania tego zabiegu samodzielnie możemy kupić stacjonarnie w niektórych punktach lub online za ok. 100 PLN za P. Shine  i ok. 60-80 PLN za Lily Angel.

EDIT - podobno składy tego typu manicure nie są tak bezpieczne jak wydaje się po ich opisie w sklepie internetowym. Pełny skład jest widoczny tylko na opakowaniu i może zawierać m. in.  trietanoloaminę i butylohydroksytoluen. 

Trzecią i ostatnią alternatywą mogą być naklejki na paznokcie firmy Manirouge. Ze względu na trwałość (do 14 dni) i duży wybór kolorów mogą one konkurować z hybrydami. Jak pisze producent jest to całkowicie bezpieczna metoda nie niszcząca płytki paznokcia. Innowacyjność tych naklejek polega na sposobie ich aplikacji. Przed nałożeniem należy je podgrzać ciepłym powietrzem tak, aby stały się plastyczne i ładnie przylegały do naszych paznokci. Najmniejszy zestaw startowy zawierający tzw. miniheather do podgrzewania możemy kupić za 99 PLN, ale wcale nie jest to niezbędne do rozpoczęcia przygody z Manirouge. Wystarczy suszarka i nożyczki/obcinacz do paznokci, które każdy z nas ma u siebie w domu. 
Jedno opakowanie zawierające 20 podwójnych naklejek mających  pozwolić nam na 4 aplikacje u rąk lub stóp kosztuje ok. 20-25 PLN.

Tyle w teorii. W praktyce ciężko wykorzystać wszystkie naklejki tak jak byśmy tego chciały. Większość zestawów jest bardzo wzorzysta a wybór jednolitych kolorów jest mały. Do tego opakowanie zawiera naklejki  o wielkości dostosowanej do rąk oraz stóp i  w przypadku gdy chcemy używać ich tylko do rąk zostajemy z kilkoma dużymi naklejkami pasującymi jedynie na duży palec u nogi. 

Trzeba też pamiętać, że są to uniwersalne kształty, więc trzeba je trochę docinać tak, aby dopasowały się do naszych paznokci.

Jeżeli chodzi o nakładanie to wymaga ono wprawy i nauki. Pierwsza aplikacja uczy jakich błędów nie popełniać i jak prawidłowo dobrać i dociąć naklejki. Ciepłe powietrze z suszarki wystarcza, aby uelastycznić naklejkę i przykleić ją do płytki. Łatwo też ucina się je na brzegach. Jedyną trudność (oprócz dobrania do kształtu paznokcia) sprawiało mi spiłowanie jej tak, aby nie postrzępić brzegów. Przydatne jest tu lekkie naciągniecie końcówki naklejki i zawinięcie jej pod paznokieć.

Trwałość jest bardzo dobra. U mnie wytrzymały ok. 10 dni. Za to ich zdejmowanie to bajka. Wystarczy je lekko podważyć np. radełkiem i pociągnąć. Pozostały na płytce klej można zmyć oliwą i zmywaczem.

Czy miłośniczki hybryd będą zadowolone z tego produktu? Efekt jaki dają w porównaniu do lakierów hybrydowych jest zupełnie inny i nie aż tak spektakularny, ale zdecydowanie warto je wypróbować. Mogą być świetną opcją kiedy chcemy dać paznokciom odpocząć i zrobić sobie przerwę od hybryd, ale nie lubimy mieć "gołych" pazurków.


Pierwsza niezbyt udana aplikacja Manirouge w odcieniu Carole
EDIT - w końcu udało mi się zrobić drugie podejście do naklejek i tym razem dużo łatwiej mi się je nakładało. Wyglądają lepiej niż za pierwszym razem, ale docinanie końcówek wciąż sprawia mi problem co widać w niedokładnym przyleganiu przy skórkach. Za drugim razem pojawił mi się za to problem z trwałością. Mianowicie przy dwóch paznokciach na drugi dzień naklejki lekko odstawały od paznokci na końcach i to pomimo, tego że zastosowałam trik z naciąganiem na nie folii przy nakładaniu (tak jak tutaj). Po zmywaniu naczyń i myciu rąk to odstawanie oczywiście się pogorszyło co sprawiło, że musiałam je ściągnąć, bo denerwowało mnie, że wkręcają mi się włosy pod naklejki. A jak ściągnęłam dwie to musiałam zdjąć też resztę. Zostało mi już tylko kilka grubszych naklejek, nie pasujących na moje palce u rąk, więc nie wrócę już do ich testowania. Te które zostały zastosuję jako akcenty na pojedynczych paznokciach, ale raczej nie kupię już kolejnego opakowania.  


naklejki na paznokcie
Drugie podejście do Manirouge


Zaznaczam, że nie posiadam specjalnego mini heather, więc może w tym tkwi mój problem. Jeżeli macie cały zestaw dajcie znać jak u Was się sprawdziły te naklejki i czy nie odstają Wam po bokach.

To tyle jeżeli chodzi o alternatywne sposoby dbania o paznokcie. Może Wy znacie jakieś inne ciekawe metody na piękne i zdrowe paznokcie?

Mineralnie - Podkład Matujący Annabelle Minerals

Mineralnie - Podkład Matujący Annabelle Minerals

Dzisiaj przybywam z recenzją popularnego podkładu z Annabelle Minerals. Bardzo chciałam, żeby ten podkład się u mnie sprawdził, bo wiem, że wiele osób go uwielbia, a do tego jest to polski produkt w przystępnej cenie. Był to mój trzeci tego typu produkt po EDM i Amilie, więc moje oczekiwania wobec niego były duże. Czy je spełnił? Nie do końca...

Po co tonizować skórę? Metoda 7 Skin + przepis DIY na domowy tonik bazyliowy

Po co tonizować skórę? Metoda 7 Skin + przepis DIY na domowy tonik bazyliowy
Oczyszczanie, tonizowanie, nawilżanie - trzy podstawowe kroki pielęgnacyjne, które zna już chyba każdy. Nie każdy jednak się do nich stosuje. Z jakiegoś powodu tonizowanie jest często niedoceniane i pomijane, dlatego dzisiaj piszę o tonikach i mam dla Was łatwy przepis na domowy tonik.

Kremowy rozświetlacz Lavera Soft Glowing Highlighter - moje wrażenia

Kremowy rozświetlacz Lavera Soft Glowing Highlighter - moje wrażenia
Niedawno Miya Cosmetics wypuściła na rynek rozświetlacz w formie żelu w aż trzech wariantach kolorystycznych - białym, złotym i różowym. Kiedy tak patrzyłam na zdjęcie tego różowego cudeńka w odcieniu Rose Diamond to uświadomiłam sobie, że coś mi przypomina. Zajęło mi to to trochę czasu, ale w końcu mnie olśniło i odgrzebałam zapomniany przez mnie rozświetlacz z Lavery Soft Glowing Highlighter. Stwierdziłam, że to dobra okazja, żeby napisać o nim kilka słów i pokazać jak się prezentuje.


Czy tylko mnie nie kręci promocja w Rossmannie?

Czy tylko mnie nie kręci promocja w Rossmannie?
Na pewno duża część z Was słyszała, że w najbliższy wtorek 9 października rozpocznie się bardzo popularna promocja w sklepach Rossmann na kosmetyki do makijażu. Jest to akcja cykliczna i już od kilku lat odbywa się dwa razy do roku - raz na przełomie jesieni oraz drugi raz na wiosnę. Zasady są proste - przy zakupie minimum trzech rożnych produktów danego typu naliczany jest rabat w wysokości 55% od ceny początkowej. Cudownie prawda? Niestety niekoniecznie....



Pamiętam pierwszą edycję tej promocji. To był prawdziwy szał. Gigantyczne kolejki, puste szafy i niemal walka o co lepsze produkty.

Od tamtego czasu trochę się jednak zmieniło. Inne drogerie widząc spektakularne wyniki Rossmanna też zaczęły wprowadzać spore okresowe rabaty. Jak grzyby po deszczu urosła masa drogerii internetowych mających nie tylko zniżki, ale w których nawet ceny regularne są dużo niższe od tych w sklepach stacjonarnych.

Tym samym to co kiedyś było znane głównie z amerykańskiego You Tube, czyli kupowanie np. całej gamy odcieni nowej szminki czy posiadanie dwudziestu korektorów, piętnastu podkładów i stu cieni do powiek stało się dostępne i dla nas :). 

Nie zrozumcie mnie źle, cieszę się, że i w Polsce stać nas w końcu na kupno takiej ilości kosmetyków jakiej zapragniemy/potrzebujemy, ale sama po sobie (mimo raczej skromnej kolekcji kosmetyków do makijażu) zaczynam dostrzegać, że ten rozbudzony konsumpcjonizm przybiera niezdrowe formy. Rozumiem też, że są osoby jak makijażystki, które zużywają duże ilości kosmetyków i muszą ciągle testować nowości. 

Ja to wszystko rozumiem, ale czy naprawdę potrzebujemy aż takiej ilości kosmetyków? Czy kiedykolwiek będziemy w stanie zużyć wszystkie cienie, pomadki czy rozświetlacze  jakie posiadamy? Ile z tych kosmetyków przeterminuje się i trafi do kosza?



To wszystko co kupujemy wpływa nie tylko na środowisko (w końcu trzeba to jakoś wyprodukować, zapakować i dostarczyć do sklepów), ale także na nas. W 2017 roku wydano w Polsce 16 miliardów złotych na kosmetyki i do 2021 wartość ta ma wzrosnąć do 20 miliardów (źródło). To są nasze pieniądze, które mogłyby zostać w naszych portfelach.

Jest tyle lepszych sposobów na wydanie pieniędzy niż kupno kolejnej pomadki czy podkładu w niemal identycznym odcieniu - książki, koncerty, kursy językowe, wycieczki czy od czasu do czasu przeznaczenie kilku złotych na cele charytatywne. Nawet odłożenie na lepszy krem czy serum może przynieść nam sporo korzyści urodowych. Jest zatem w czym wybierać:).

Niestety wydaje mi się, że dużą rolę odgrywają tu social media (YT, Instagram, blogi), które zostały wykorzystane przez firmy do wciskania nam kolejnych, często niepotrzebnych produktów. Sami influencerzy, którzy współpracują i reklamują produkty (o ile są w tym  uczciwi) nie robią nic złego. To świetne, że mają szansę przetestować jakiś produkt i jeszcze na tym zarobić, ale mam wrażenie, że takich uczciwych i rzetelnych recenzji jest coraz mniej i ciężko je odnaleźć w morzu nie do końca szczerych, ale opłaconych postów.

Ja w tym roku nie zamierzam skorzystać z promocji w Rossmannie. Nie chcę kupować na siłę produktów, które nie są mi w tej chwili potrzebne tylko dlatego, że są tańsze. Kiedy będę czegoś potrzebować kupię to w "zwykłej" promocji lub przez internet. Nie będę też zachęcać Was do kupna poleconych przeze mnie kosmetyków, bo ten temat był już opisywany milion razy. 

Wszystkim, którzy zamierzają zaszaleć w Rossmannie życzę udanych zakupów, a sobie życzę silnej woli, żeby wytrwać w postanowieniu ;).

Na koniec chcę zaznaczyć, że uwielbiam drogerie Rossmann, bardzo często w nich kupuję i cieszę się, że są tak łatwo dostępne dla każdego. Powyższy wpis nie odnosi się konkretnie do tej czy innej sieci sklepów a jest bardziej refleksją na temat współczesnego konsumpcjonizmu i mechanizmów jakie nim czy raczej nami kierują.

Korektory mineralne i naturalne - moja opinia + swatche (Amilie, Mineral Fusion, Hynt Beauty i Rhea)

Korektory mineralne i naturalne - moja opinia + swatche (Amilie, Mineral Fusion, Hynt Beauty i Rhea)
Korektor zaraz za podkładem to jeden z tych kosmetyków, które potrafią wyczarować piękną cerę od zaraz. I chociaż na co dzień nie lubię mocnego makijażu to moje cienie, a raczej żyłki pod oczami wymagają porządnego krycia nie tylko na większe wyjścia. Wśród drogeryjnych produktów już dawno znalazłam swoich ulubieńców, ale po przerzuceniu się na bardziej naturalną kolorówkę moja przygoda z poszukiwaniem idealnego korektora zaczęła się od nowa. Poniżej znajdziecie moją opinię na temat czterech "eko" korektorów wraz ze swatchami.

korektory do twarzy, korektory pod oczy, naturalne korektory, mineralne korektory
Amilie, korektor Amilie Fair, Hynt Beauty, korektor Hynt Beauty, Duet Perfecting Concealer, Mineral Fusion Cool, Rhea podkład w kremie babassu


Zacznę od tego, że kolor Fair jest dla mnie za jasny, mimo, że należę raczej do bladolicych. Korektor jest w formie sypkiej i nakłada się go tak jak typowe podkłady mineralne czyli pędzelkiem. Można stosować go na mokro lub na sucho. Ja nakładam go na sucho i muszę przyznać, że jest to najłatwiej rozprowadzający się korektor ze wszystkich przez mnie posiadanych (także tych nie naturalnych). Kilka pociągnięć małym pędzelkiem i mam pięknie zakryte cienie pod oczami.

Mam wrażenie, że lekko wysusza skórę, co u osób, które nie są już nastolatkami może być dużym minusem. Krycie ma raczej mocne i można je z łatwością stopniować. Jest też bardzo wydajny. Naprawdę mała ilość starcza do pokrycia dużego obszaru. Ja posiadam tylko próbkę, którą przesypałam sobie do małego słoiczka i wiem, że starczy mi na bardzo długo.

Jego największym minusem jest trwałość. Już po godzinie zaczyna się rozwarstwiać i wygląda po prostu nieestetycznie. Na pewno nie będzie to mój ostatni korektor mineralny w sypkiej formie, ale będę szukać produktu o większej trwałości.

Cena to 2,90 PLN za 0,12 gram i 32,90 PLN za 4 gramy.


Po lewej bez niczego, po prawej z korektorem Amilie Fair


Korektor nie należny do tanich, bo jego cena to około 80-90 PLN za 3 gramy i moim zdaniem jest typowym  średniakiem . W opakowaniu mamy dwa kolory - jaśniejszy i ciemniejszy, które można ze sobą mieszać. Krycie ma lekkie/średnie i prześwitują mi pod nim moje żyłki i cienie. Aplikuje się dość ciężko ze względu na zbitą formułę, którą należy najpierw rozgrzać placami. Ma tendencję do podkreślania nierówności i zbierania się w zmarszczkach, ale łatwo to poprawić. Na pewno nie kupię go ponownie. To jeden z tych produktów, który ani mnie nie ziębi, ani nie grzeje. Ot taki przeciętniaczek.

Po lewej bez niczego, po prawej z korektorem Mineral Fusion jaśniejszym

Po lewej bez niczego, po prawej z korektorem Mineral Fusion ciemniejszym

To jest najdroższy korektor jaki testowałam i za tę cenę oczekiwałam czegoś więcej (ok. 100-120 PLN za 6 gram). Ma dobre krycie i trwałość, ale nie do końca podoba mi się efekt jaki tworzy na skórze. O tym korektorze napisałam osobny post, który możecie zobaczyć TU.


Po lewej bez niczego, po prawej z korektorem Hynt Beauty Light




Źródło: www.rhea.com.pl



Na koniec zostawiłam mojego ulubieńca, który tak naprawdę korektorem nie jest. Podkład mineralny w kremie od Rhea kupiłam w postaci próbki kiedy szukałam dla siebie mineralnego ulubieńca. Bardzo zaintrygowała mnie idea podkładu mineralnego w formie kremu, bo większość produktów typowo mineralnych ma formę proszku. W składzie oprócz minerałów zawiera masło babassu i to ono odpowiada za jego konsystencję. Sama formuła przypomina mi coś pomiędzy kremem a musem i jest przyjemna w nakładaniu, ale równocześnie jest też trochę tłusta. Może sprawdzić się jako podkład u osób o suchej skórze, ale u mnie świetnie radzi sobie właśnie jako korektor pod oczy. Naturalne wykończenie i średnie krycie pozwalają rozświetlić i odświeżyć spojrzenie, a kremowa konsystencja jest łatwa do poprawek w ciągu dnia kiedy zbierze się zmarszczkach i załamaniach (co mu się zdarza, ale umówmy się - każdy korektor zbiera się w załamaniach choćby troszeczkę). Trwałość mogłaby być lepsza. Na plus jest to, że po prostu znika z twarzy bez pozostawiania nieestetycznych plam. 

Ja miałam go w najjaśniejszym odcieniu Fair i był on dla mnie za jasny. Następnym razem wypróbuję ciemniejszy kolor. Cena za 3 ml to 5,50 PLN, a pełnowymiarowe opakowanie 20 ml kosztuje 64 PLN.

Niestety nie mogę wam zademonstrować jak wygląda, bo taka ze mnie ciapa, że gdzieś posiałam moją próbkę i nie mogę jej znaleźć ¯\_(ツ)_/¯. Podejrzewam, że niechcący ją wyrzuciłam.

Na koniec swatche wszystkich produktów w porównaniu do jednego z moich ulubieńców Maybelline Affinitone 03 Sand:
Amilie, korektor Amilie Fair, Hynt Beauty, korektor Hynt Beauty, Duet Perfecting Concealer, Mineral Fusion Cool, Rhea podkład w kremie babassu, korektory mineralne, korektor mineralny
Moje poszukiwania idealnego korektora trwają nadal. 
A może Wy macie do polecenia jakieś fajne korektory mineralne, które mają dobre krycie, trwałość i wyglądają naturalnie?

Mycie twarzy mydłem - szaleństwo czy pomoc w walce z trądzikiem?

Mycie twarzy mydłem - szaleństwo czy pomoc w walce z trądzikiem?
Dzisiaj będzie kilka słów o mydle. Mydło do mycia twarzy to temat dość kontrowersyjny, bo przez wiele lat były one uznawane za najgorsze zło w pielęgnacji twarzy. Od jakiegoś czasu pojawia się jednak coraz więcej opinii, że mycie twarzy mydłem nie tylko nie szkodzi, ale może nawet pomóc. A jak jest naprawdę? 


Caolion, soap, mydło naturalne, mydło Aleppo, Wardi Shan, La Roche Posay, Lipikar, kostka myjąca


Czym jest mydło?

Mydło to połączenie metali alkalicznych, zazwyczaj sodu lub potasu z kwasami tłuszczowymi. Takie połączenie daje nam środek powierzchniowo czynny (czyli myjący), który po połączeniu z wodą wnika w strukturę brudu i rozpuszcza go. Niestety mydła mają wysokie pH w okolicach 10, co znacznie odbiega od pH zdrowej skóry, która wynosi około 5. Mydła podnoszą więc pH przez co mogą naruszyć warstwę ochronną skóry i tym samym narazić ją na działanie bakterii i grzybów. Z przeprowadzonych badań wynika, że podniesione pH utrzymuje się ponad godzinę po myciu zanim samo wróci do swojego naturalnego poziomu.

Skala pH wynosi od 0 do 14 gdzie wynik od 0 do 7 oznacza odczyn kwaśny, 7 odczyn neutralny (obojętny), a powyżej 7 odczyn zasadowy (alkaliczny).
W idealnej sytuacji pH naszej skóry oscyluje wokół 5, a wszelkie nadmierne odchylenia w stronę kwaśną czy też zasadową naruszają równowagę skóry.

Czyli mydło nie nadaje się do mycia twarzy?

Opierając się na założeniu, że nasza cera ma idealny, lekko kwaśny odczyn pH 5,5 myjąc twarz mydłem codziennie rano i wieczorem faktycznie możemy sobie bardziej zaszkodzić niż pomóc. Zazwyczaj jednak naszej skórze daleko do ideału i różne czynniki (od stosowanych kosmetyków, poprzez to co jemy, na środowisku w jakim żyjemy kończąc) wpływają na wahania pH naszej skóry. Oznacza to, że pH danej osoby niekoniecznie musi wynosić 5,5, ale może być wyższe lub niższe.
Zauważmy też, że do lat 80, a w Polsce pewnie do lat 90 nie było na rynku produktów do mycia innych niż zasadowe i tym własnie skórę myły nasze mamy i babcie. Używanie mydła do mycia twarzy nie jest zatem czymś nowym i niesprawdzonym.
Dodatkowo obecnie w naszej codziennej pielęgnacji bardzo popularne stały się produkty oparte na  kwasach, które to obniżają pH cery.

Idąc tym tropem można wywnioskować, że umycie twarzy mydłem może pomóc nam zrównoważyć pH poprzez jego delikatne podniesienie. Istnieją już nawet specjalne zabiegi w gabinetach kosmetycznych zwane Alkaline Wash polegające na szybkim podniesieniu pH twarzy do 12 co ma pomóc na takie problemy jak trądzik, hiperpigmentacja czy nawet niechciane owłosienie. To dość intensywna metoda i nie mam wystarczających danych, żeby się o niej wypowiedzieć, ale pokazuje, że chwilowe podniesienie pH  może przynosić skórze korzyści.

To stosować to mydło czy nie?

W tym miejscu chciałabym odnieść się do moich własnych doświadczeń. Moja tłusta w strefie T i normalna na policzkach skóra naczynkowa była problematyczna od wczesnych lat nastoletnich. Wtedy też szukając remedium posłuchałam głosu z reklam i zaczęłam przygodę z żelami do mycia twarzy. Przez wiele lat nie myłam twarzy niczym innym oprócz żelu i toniku, aż w akcie rozpaczy spróbowałam umyć skórę zwykłym szarym mydłem Biały Jeleń. To było jak objawienie. Po pierwsze, w odróżnieniu od żelu moja skóra po umyciu mydłem nie była ściągnięta i nie błagała o krem (to ciekawe biorąc pod uwagę, że własnie przed wysuszeniem skóry jesteśmy ostrzegani  w kontekście mycia twarzy mydłem). Drugim niemal natychmiastowym efektem było zmniejszenie się zaczerwienień i podrażnień. To skłoniło mnie do dalszego eksperymentowania z mydłami i od kilku lat są one nieodłączną częścią mojej pielęgnacji. Bardzo dobrze oczyszczają, ale nie podrażniają mojej skóry.

Nie twierdzę, że metoda ta będzie odpowiednia dla każdego. Jest to bardzo indywidualna kwestia i każdy powinien sam zdecydować czy chce wypróbować ten sposób oczyszczania.

Dla kogo?

Myślę, że spróbować może każdy ponieważ ryzyko jakie niesie ze sobą ta metoda jest bardzo małe. Polecałabym ją jednak zwłaszcza dla osób ze skórą tłustą, zanieczyszczoną i podrażnioną.


Caolion, soap, mydło naturalne, mydło Aleppo, Wardi Shan, La Roche Posay, Lipikar, kostka myjąca


Jakie mydło wybrać?

Jak wspomniałam wyżej ja zaczęłam od zwykłego szarego mydła, które kosztowało grosze i miało prosty, naturalny skład. Z perspektywy czasu nie jest to jednak mydło, które polecałabym do stosowania na co dzień i ja sama nie myję nim już twarzy od bardzo dawna. Jest za to cała masa innych świetnych mydeł o różnych właściwościach.

Najważniejsze żeby mydło:

- miało naturalny skład
- nie zawierało silnych detergentów jak SLS, SLES
- nie zawierało zbędnych substancji zapachowych i konserwantów

Im krótszy skład tym lepiej.

Nie stosujcie więc żadnych kolorowych i pachnących mydełek typu FA.
Ze sprawdzonych przeze mnie mydeł mogę polecić Aleppo w niższych stężeniach (5-10%), Wardi Shan (moje ulubione w wersji różowej na przebarwienia) czy azjatyckie mydło węglowe Caolion Pore Purifying CO2 z Sephory. 

Używałam też mydła czarnego z Nacomi, ale jest ono bardzo silne i może przesuszać. Sprawdza się bardziej jako silnie oczyszczająca kuracja od czasu do czasu.

Istnieją też tzw. syndety, czyli kostki myjące nie zawierające mydła lub jego małą ilość, a swoje właściwości myjące zawdzięczają substancjom chemicznym. Mają one niższe pH i są polecane dla skór wrażliwych. Ja przetestowałam kostkę myjącą La Roche Posay z serii Lipikar Surgras przeznaczoną dla osób o skórze atopowej. Faktycznie jest ona łagodna i oprócz tego, że bardzo szczypie w oczy to w zasadzie nie czuję różnicy pomiędzy nią a mydłami naturalnymi. Może sprawdzić się u osób, które źle reagują na tradycyjne mydła, ale nie chcą stosować żeli. 

Pobawiłam się też w małego chemika i zrobiłam test papierkiem lakmusowym wszystkich mydeł jakie obecnie posiadam. Wyniki były następujące:

Kostka myjąca z LRP - pH pomiędzy 6 a 7, ale bardziej zbliżone do 6
Aleppo - pH między 6 a 7, ale bardziej zbliżone do 7
Wardi Shan - pH ok. 7
Caolion - pH 7
Szare mydło - pH ok. 8

Syndet faktycznie ma najniższe pH z całej piątki, ale różnica pomiędzy nim a naturalnymi mydłami jest niewielka. 

Weźcie pod uwagę, że nie jest to profesjonalne badanie i wyniki mogłam ocenić tylko na oko, więc mogą one różnić się od faktycznych danych laboratoryjnych.


Jak stosować?

Przede wszystkim nie szorujemy sobie twarzy mydłem, tylko pienimy je w dłoniach i myjemy samą pianą. Na początek starajmy się, żeby nie trwało to dłużej niż 30 sekund. To nie jest maseczka, którą mamy trzymać na twarzy. Nie szalejmy też z częstotliwością i stosujmy je maksymalnie 2 razy w tygodniu na wieczór. Jeżeli boicie się przesuszenia zastosujcie mydło do zmycia olejku do demakijażu (olejek stworzy dodatkową warstwę ochronną). Pamiętajcie, że mydła nie nadają się do zmywania makijażu oczu i tę okolicę należy umyć delikatnym płynem do demakijażu. Po umyciu zaleca się przetarcie twarzy tonikiem w celu obniżenia pH.

Z czasem kiedy zauważycie, że ta metoda Wam służy  możecie ją modyfikować i zwiększyć częstotliwość. Należy jednak pamiętać, że mydło nie powinno być jedynym kosmetykiem do oczyszczania i najlepiej stosować je zamiennie np. z łagodnym żelem Sylveco czy pastą do mycia twarzy Fresh & Natural.

Mały trik - jeżeli stosujecie mydło tylko do mycia twarzy i chcecie je trochę zaoszczędzić możecie przekroić kostkę na cztery części i używać tylko jednej z nich, a pozostałe części schować gdzieś z dala od wody. Pamiętajcie też żeby zawsze odkładać je na suchą mydelniczkę, bo inaczej szybko się zmydli.


Caolion, soap, mydło naturalne, mydło Aleppo, Wardi Shan, La Roche Posay, Lipikar, kostka myjąca

Jestem ciekawa jakie jest wasze zdanie na temat mydeł do mycia twarzy.  Jesteście  zwolenniczkami czy przeciwniczkami tej metody?

Więcej możecie poczytać tutaj:

7 porad, które powinnaś usłyszeć jako nastolatka

7 porad, które powinnaś usłyszeć jako nastolatka
Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam listę rzeczy, które sama chciałabym usłyszeć kiedy byłam młodsza, a moje problemy z trądzikiem i łojotokiem dopiero się zaczynały. Zdobyta  z czasem wiedza i zmiana tych kilku pozornie prostych i nieznaczących nawyków poprawiła stan mojej skóry i myślę, że gdybym stosowała się do nich wcześniej uniknęłabym wielu problemów z jakimi zmagam się do teraz.  Czasami to małe rzeczy potrafią zrobić wielką różnicę.



1. Nie dotykaj/nie drap twarzy

Absolutna podstawa, która potrafi zdziałać cuda. Dotykając twarzy nie tylko roznosimy bakterie z pryszczy, ale też przenosimy nowe z brudnych rąk. Telefon, klawiatura, klamki i wszystko inne czego dotykamy to źródło mikrobów, których nie chcemy na naszej twarzy. Niestety do teraz mam problem z pozbyciem się tego nawyku, zwłaszcza podczas nauki, kiedy to moje ręce same wędrują na brodę, czoło i głowę. Wysyp pryszczy gwarantowany.

2. Nie myj twarzy silnymi detergentami

Oczyszczanie skóry łojotokowej, zanieczyszczonej i skłonnej do trądziku musi być dokładne, ale delikatne. Żele do mycia twarzy oparte na silnych substancjach czynnych takich jak SLS wsuszają i podrażniają co prowadzi do jeszcze intensywniejszego wydzielania łoju.
Skuteczne mycie twarzy powinno składać się z dwóch kroków - zmycia makijażu (ja lubię robić to olejkiem do demakijażu) oraz właściwego oczyszczania, które pozwala pozbyć się resztek makijażu i sebum. Dopiero w tym drugim kroku używamy delikatnych żeli, mydeł do twarzy (moja ulubiona opcja, o której więcej możecie przeczytać tutaj) czy pianek. Należy pamiętać, że składy tych produktów powinny być jak najprostsze, bez nadmiernej ilości PEG-ów, konserwantów, alkoholu czy substancji zapachowych, a najlepiej żeby opierały się na naturalnych substancjach myjących.



Dobre i łagodne żele możecie znaleźć w np. w gamie Sylveco (poniżej żel tymiankowy i nowość aleosowy żel myjący).


3. Nie wycieraj twarzy zwykłym ręcznikiem

Wiem, że wiele osób ma oddzielny ręcznik tylko do twarzy, ale moim zdaniem ta opcja nie sprawdzi się u osób z aktywnym trądzikiem, ponieważ bakterie jakie występują na skórze już po jednorazowym przetarciu zostają na nim i będą roznoszone na inne partie twarzy przy kolejnym jego użyciu. W tym przypadku najlepszą opcją do wycierania są jednorazowe papierowe ręczniki lub chusteczki higieniczne, które można kupić praktycznie w każdym sklepie za kilka złotych. 

4. Nie śpij na brzuch

Ta rada jest ważna z dwóch względów. Po pierwsze poduszki, na których śpimy kumulują resztki odżywek do włosów, kremów i olejków z twarzy oraz szyi. Jest to doskonała pożywka dla bakterii i o ile nie zmieniamy codziennie poszewki to ten brud przenosi się później na twarz. Druga kwestia to profilaktyka przeciwstarzeniowa. Ja uwielbiam spać na brzuchu lub na boku wbijając mój prawy profil w poduszkę i niestety wiele lat takiego ułożenia podczas snu spowodowało, że moja prawa powieka jest bardziej opadająca, a policzek mniej napięty niż lewy. Teraz staram się z tym walczyć, ale zawsze lepiej zapobiegać niż leczyć. Poniżej film po angielsku, w którym wszystko jest wyjaśnione.



I zdjęcie z moją wyraźnie opadającą prawą powieką (na zdjęciu po lewej):



5. Stosuj filtry

Tę radę na pewno dobrze znacie, ale powtórzę to jeszcze raz - jeżeli chcecie uniknąć zmarszczek i przebarwień skóry stosujcie filtry przez cały rok. Ja oczywiście polecam stosować te mineralne (tu dowiecie się dlaczego). Jest to istotne zwłaszcza teraz, kiedy na co dzień stosujemy kremy i sera z kwasami, które uwrażliwiają naszą i tak delikatną skórę na działanie promieni słonecznych.



6. Nie myj twarzy gorącą wodą

Chyba nikt z nas nie chce mieć rozszerzonych czy popękanych naczynek. Twarz jest wtedy wiecznie zaczerwieniona i w niektórych przypadkach może to doprowadzić do powstania trądziku różowatego. Mycie twarzy zbyt gorącą wodą wpływa nie tylko na naczynka, ale też osłabia płaszcz lipidowy, który naturalnie chroni ją przed wysuszeniem i czynnikami zewnętrznymi. Najlepiej przerzucić się na letnią lub lekko chłodną wodę.

7. Odżywiaj się zróżnicowanie

Na koniec kolejny banał, który warto powtórzyć. Zróżnicowana dieta bogata w warzywa i owoce oraz (o ile nie jesteście veganami lub wegetarianami) w organiczne mięso pozwala utrzymać nas w zdrowiu co przekłada się też na to jak wyglądamy. Podobnie jak w przypadku kosmetyków, także tutaj powinniśmy dowiedzieć się jakie produkty nam służą a jakie szkodzą i dostosować do tego nasz jadłospis. U jednych może to być wycofanie glutenu czy nabiału, a u innych zmniejszenie spożywania cukrów prostych. Nie powinniśmy poddawać się zmieniającym się modom na różne diety, ale słuchać się naszego organizmu i tego co dla niego jest najlepsze. Nie jest to łatwe, ale naprawdę warto.


Znacie jakieś inne proste sposoby na piękną cerę, które naprawdę działają?

Resibo GLOW - czy sprawdza się na tłustej skórze?

Resibo GLOW - czy sprawdza się na tłustej skórze?
Długo zastawiałam się nad tym zakupem. Przy mojej mocno przetłuszczającej się strefie T i rozszerzonych porach dodatkowy blask jest zazwyczaj ostatnią rzeczą, której potrzebuję. Resibo Glow kusił mnie zarówno dobrym składem, jak i samymi pozytywnymi recenzjami w sieci. W końcu promocja w Kontigo przekonała mnie, żebym i ja go wypróbowała.

Tanie i Dobre z Sephory - przegląd naturalnej pielęgnacji

Tanie i Dobre z Sephory - przegląd naturalnej pielęgnacji
Lubicie perfumerię Sephora? Ja kiedy tam wchodzę czuję się jak dziecko w sklepie z cukierkami - wszystko się błyszczy, pachnie i zachęca do zakupu. Ogrom wyboru kosmetyków do makijażu i pielęgnacji potrafi zawrócić w głowie, ale niestety ich ceny zwalają z nóg. Pomimo mojej wielkiej miłości do kosmetyków należę do osób raczej oszczędnych i zawsze szukam dobrego stosunku ceny do jakości. 

Oprócz tego ważne jest dla mnie co w danym kosmetyku się znajduje, dlatego bardzo się ucieszyłam, że od jakiegoś czasu w Sephorze możemy znaleźć cały dział z naturalną pielęgnacją. Wśród nich odkryłam kilka produktów z całkiem fajnymi składami, na które warto zwrócić uwagę i które nie zrujnują nam portfela. 


Sephora, Caolion, Korres, Mustus
Mydła do mycia twarzy Caolion

Ta koreańska marka produkująca naturalne kosmetyki do pielęgnacji oferuje kilka rodzajów mydeł przeznaczonych do mycia twarzy. Ja wypróbowałam Pore Puryfying O2 Sparkling Soap oparte na proszku węglowym i olejkach eterycznych z lawendy i drzewa herbacianego oraz Pore Intensive Soothing Soap zawierające zieloną herbatę i aloes. Obydwa mydełka są świetne. Dobrze oczyszczają i nie podrażniają a skóra po ich użyciu nie jest ściągnięta. Zapakowane są w jedwabną saszetkę, która ma zwiększać pienistość mydła, ale ja pierwsze mydło wyjęłam z tej saszetki i też sprawdzało się bardzo dobrze.

Mydełka dostaniemy w wersji podróżnej (25 gram) już za 19-22 PLN. Ta wersja wystarczyła mi na około 1,5 - 2 miesiące użytkowania.  Dostępna jest też wersja standardowa (100 gram) za 59 PLN.

Skład Pore Puryfying O2 Sparkling SoapCharcoal Powder, Lavandula Angustifolia (Lavender)Oil, Lavandula Angustifolia (Lavender) Leaf Powder, Cocos Nucifera (Coconut)Oil ,Elaeis Guineensis (Palm)Oil, Leptospermum Petersonii Oil, Tocopherol, Theobroma Cacao(Cocoa) Seed Powder , Glycerin, Hyaluronic Acid, Carbonated Water, Glycyrrhiza Glabra (Licorice)Root Extract, Hydrogenated Jojoba Oil, Olea (Olive) Europaea Fruit Oil, Butyrospermum Parkii (Shea)Butter


Caolion, Caolion Pore Puryfying O2 Sparkling Soap, Pore Intensive Soothing Soap, Pore Puryfying O2 Sparkling Soap

Rozświetlająca i rozjaśniająca maska z olejkiem z dzikiej róży Korres

To mój faworyt tego rankingu. Nazwa dokładnie opisuje co jest w stanie zdziałać ta maseczka. Twarz po jej nałożeniu jest bardzo rozjaśniona, zaczerwienienia i blizny są mniej widoczne, a skóra bije jakby wewnętrznym blaskiem. Wydaje mi się, że swoje działanie zawdzięcza dużej ilości witaminy C. Niestety jest ona też najdroższa z wymienionych przeze mnie produktów - za 16 ml musimy zapłacić aż 55 PLN, ale na szczęście jest ona wydajna i nie trzeba nakładać jej dużo. Gdybym miała polecić tylko jedną ze wszystkich wymienionych tu maseczek to byłaby własnie ona.

Skład nie jest idealny. Zaznaczyłam pogrubieniem składniki, które moim zdaniem nie powinny znaleźć się w naturalnym kosmetyku. Same oceńcie czy taki skład wam odpowiada. Dosyć wysoko w  składzie jest Dicaprylyl Ether mogący zapychać pory, ale u mnie nie powoduje zapychania. Ja  używam jej zamiennie z innymi maseczkami raz na 2 tygodnie lub rzadziej i nie obawiam się jej składu, ale wiem, że wiele osób unika jak ognia np. szkodliwego Phenoxyethanolu.

P.S. Nie wiem czy to błąd, ale obecnie na stronie Sephory widnieje kwota 155 PLN jako cena regularna a 55 jako promocyjna. Ja swoją maskę kupowałam w regularnej cenie za 55 PLN i na oficjalnej stronie Korres też widnieje cena 10,20 EUR. Uważajcie, żeby nie przepłacić, bo 155 PLN za tę pojemność to już przesada.

Skład: Aqua/Water/Eau, Glycerin, Titanium Dioxide (C.I. 77891), Behenyl Alcohol, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), C12-13 Alkyl Lactate, Dicaprylyl Carbonate, Dicaprylyl Ether, Rosa Canina Fruit Oil, Mannitol, Cetearyl Alcohol, Ceteth-20 Phosphate, Beeswax/Cera Alba/Cire d’abeille, Argania Spinosa Kernel Oil, Allantoin, Alpha-Isomethyl Ionone, Arginine, Ascorbic Acid, Ascorbyl Palmitate, Benzyl Benzoate, Benzyl Salicylate, Butylphenyl MethylpropionalCaprylyl Glycol, Citric Acid, Dextrin, Dicetyl Phosphate, Ferulic Acid, Hexyl Cinnamal, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Isohexadecane, Lactic Acid, Lonicera Caprifolium (Honeysuckle) Flower Extract, Lonicera Japonica (Honeysuckle) Flower Extract, PEG-8, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Phenoxyethanol, Phytosterols, Polysorbate-80, Sodium Acrylate/ Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Sodium Ascorbyl Phosphate, Sodium Citrate, Sodium Gluconate, Sodium Phytate, Tocopherol, Waltheria Indica Leaf Extract, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Panthenol, Parfum/Fragrance


Korres, Korres WILD ROSE, Wild rose mask

Maseczki do twarzy Origins

Marka Origins ma w swojej gamie wiele niemal kultowych kosmetyków. Należą do nich na pewno maseczki nawilżające Drink Up. Możemy je kupić w kilku rozmiarach a najmniejsza 10 mililitrowa kosztuje zaledwie 16 PLN. Ta mini wersja wystarczyła mi na 3 użycia tylko na twarzy i moim zdaniem jest to świetna opcja na wyjazdy czy przed jakimś większym wydarzaniem, bo idealnie spisuje się pod makijażem. Miałam też wersję oczyszczającą z aktywnym węglem, ale nie zauważyłam po niej spektakularnych rezultatów. 

Oprócz mnóstwa składników naturalnych maseczki zawierają  też silikon oraz  na samym końcu potencjalnie groźny konserwant Phenoxyethanol, dlatego osobiście nie stosuję ich na co dzień.

Skład Drink Up: Water, Rosa Damascena (Rose) Flower Water, Myrtus Communis (Myrtle) Leaf Water, Citrus Aurantium Amara (Bitter Orange) Flower Water, Anthemis Nobilis (Chamomile) Flower Extract, Glycerin, Cetyl Alcohol, Glyceryl Polymethacrylate, Dimethicone, Peg-75, Peg-8, Glycereth-26, Sorbitan Stearate, Ribes Nigrum (Black Currant) Seed Oil, Prunus Amygdalus Amara (Bitter Almond) Kernel Oil, Cinnamomum Camphora (Camphor) Bark Oil, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Peel Oil, Prunus Armeniaca (Apricot) Kernel Oil, Osmanthus Fragrans Flower Extract, Rosa Damascena Extract, Citrus Aurantium Amara (Bitter Orange) Flower Extract, Linalool, Limonene, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Cladosiphon Okamuranus Extract, Oryza Sativa (Rice) Extract, Avena Sativa (Oat) Kernel Extract, Olea Europaea (Olive) Fruit Extract, Triticum Vulgare (Wheat) Bran Extract, Peg-100 Stearate, Sucrose, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Peel Wax, Panthenol, Pantethine, Cetyl Ethylhexanoate, Mangifera Indica (Mango) Seed Butter, Prunus Armeniaca (Apricot) Kernel Oil, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Butylene Glycol, Cetearyl Alcohol, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Phytosterols, Tocopheryl Acetate, Oryzanol, Bisabolol, Caprylyl Glycol, Potassium Hydroxide, Caffeine, Hexylene Glycol, Sodium Hyaluronate, Dextrin, Carbomer, Disodium Edta, Sodium Dehydroacetate, Phenoxyethanol.

Źródło: https://www.instagram.com/p/BbmrHVRFJ2w/?taken-by=origins


Maski w płachcie MUSTUS

Nie jestem wielką fanką masek w płachcie, ale jeżeli lubicie tego typu produkty to maseczki MUSTUS są warte uwagi. Mają chyba najlepszy skład z pośród maseczek tego typu jaki widziałam, a ich działanie oparte jest na ekstraktach z warzyw i owoców. Zawierają co prawda na drugim miejscu w składzie Butylene Glycol (grupa alkoholi o właściwościach zmiękczających), który może powodować podrażnienie w przypadku osób z wrażliwą skórą, ale ja nie miałam takiego problemu. Maseczka w wersji Energy Up zdecydowanie zwęziła mi pory i nawilżyła skórę. Płachta jest mocno nasączona produktem i całkiem przyjemnie się ją nakłada, ma dobrze dopasowane miejsca na oczy i usta i nie odkleja się od skóry. Cena to 22 PLN za jedną sztukę

Skład Energy Up: Water, Butylene Glycol, Glycerin, Hydroxypropyl Guar, 1,2-Hexanediol Ipomoea Batatas Root Extract, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Fruit Extract, Daucus Carota Sativa (Carrot) Root Extract, Citrus Paradisi (Grapefruit) Fruit Extract, Cucurbita Pepo (Pumpkin) Fruit Extract, Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Root Extract, Zingiber Officinale (Ginger) Root Extract, Schizandra Chinensis Fruit Extract, Coptis Japonica Root Extract, Camellia Sinensis Leaf Extract Caprylyl Glycol, Citrus Grandis (Grapefruit) Seed Extract, Acorus Calamus Root Extract, Perilla Ocymoides Leaf Extract, Xanthan Gum, Polysorbate 20, Carbomer, Arginine, Disodium EDTA, Fragrance



A może Wy macie do polecenia jakieś kosmetyki z Sephory warte swojej ceny? Jestem łasa na wszelkie rekomendacje :)
Copyright © 2016 Ekofilka - naturalnie, że kosmetyki , Blogger