Pielęgnacja włosów przy Hashimoto, ŁZS i łupieżu. Moje sposoby na wypadające włosy.

Pielęgnacja włosów przy Hashimoto, ŁZS i łupieżu. Moje sposoby na wypadające włosy.
Wypadające włosy to częsty problem i wiem jak bardzo może wpływać on na nasze samopoczucie i samoocenę. Przez lata zmagałam się z problematyczną skórą głowy i nadmiernym wypadaniem włosów, ale metodą prób i błędów poznałam sposoby, które  pomagają mi opanować ten problem. Jeżeli tak jak ja jesteście posiadaczkami Łojotokowego Zapalenia Skóry i Hashimoto lub po prostu chcecie poznać moje sposoby na piękne włosy zapraszam do czytania.
Wypadanie włosów przy Łojotokowym Zapaleniu Skóry (ŁZS) i Hashimoto

Wypadanie włosów to trudny przeciwnik, bo może być to spowodowane wieloma czynnikami. Od złej diety i niedobory aż po choroby. Często jest to połączenie kilku czynników, więc jeżeli zauważacie u siebie zwiększone wypadanie nie dajcie sobie wmówić, że taka Wasza natura. Trzeba szukać przyczyny i działać.

Na początku warto zrobić badania krwi (m.in. morfologię, TSH, antyTPO/antyTG, poziom żelaza). Jeżeli macie taką możliwość udajcie się też do trychologa (znajdziecie gow  każdym większym mieście), który przyjrzy się kondycji skóry głowy i włosów i nakieruje Was na właściwe tory pielęgnacyjne.

W moim przypadku oprócz problemów hormonalnych na wypadanie włosów wpływa głównie ich pielęgnacja oraz niedobory witaminowe. Ze względu na ŁZS moja skóra głowy nadmiernie się przetłuszcza i tworzy się na niej coś w rodzaju łuski, która oprócz tego, że blokuje dostęp tlenu do mieszków włosowych to jest też doskonałą pożywką dla drobnoustrojów i przyczynia się do powstawania łupieżu tłustego.

Podstawowym celem mojej pielęgnacji jest oczyszczanie skóry głowy, na tyle silne żeby pozbyć się łuski i łupieżu, ale też na tyle łagodne, żeby jej nadmiernie nie przesuszyć i nie podrażnić. Słowo klucz to balans. Kolejna istotna kwestia do odżywienie i dotlenienie mieszków włosowych, żeby były silne, a trzecia to zniwelowanie niedoborów żywieniowych.  Poniżej znajdziecie dokładny opis mojej pielęgnacji. Uwaga - kolejność nie jest przypadkowa ;).
Przez większość życia oczyszczanie głowy kojarzyło mi się tylko z umyciem ich szamponem i o ile nie ma się problemów ze skórą na głowie to taka prosta pielęgnacja może wystarczyć. Niestety w moim przypadku to za mało i jako szczęśliwa posiadaczka  ŁZS i łupieżu tłustego muszę poświęcić więcej czasu na właściwe oczyszczenie głowy. Jest to istotne, bo martwy naskórek i łój blokuje dostęp tlenu do mieszków i wzmaga poroblem z  łupieżem.

Zazwyczaj raz lub dwa razy w tygodniu przed myciem włosów nakładam na skórę głowy preparat mający delikatnie złuszczyć nagromadzony naskórek. Do moich ulubionych produktów tego typu należy oliwka salicylowa Salicylol i Cerkogel 30. Kosztują niewiele, ale są to skuteczne i łagodne preparaty, które nakładamy tylko na skórę głowy. Najłatwiej zrobić to metodą przedziałkową, czyli nakładać je na linii przedziałku robiąc go po kolei od prawej do lewej strony głowy(lub odwrotnie).

Po nałożeniu trzymam je na głowie odpowiednio: godzinę w przypadku oliwki i do 30 minut w przypadku Cerkogelu. Zmywam je podczas mycia. Oliwka jest trudniejsza do zmycia, ale daje lepsze rezultaty. Ja stosuję obydwa produkty na zmianę i w takiej kombinacji sprawdzają się najlepiej. Podobnym produktem, który mogę polecić jest też Squamax, ale u mnie nie daje on aż tak fajnego efektu jak Salicylol.

W przypadku oczyszczania skóry ważne jest, żeby z tym nie przesadzić i o ile Cerkogel jest łagodniejszy i zdarza mi się nałożyć go 2 razy w tygodniu to Salicylol zalecam stosować maksymalnie raz w tygodniu. Taki peeling uważam za jeden z najważniejszych kroków w mojej pielęgnacji i jeżeli borykacie się z podobnymi problemami zachęcam Was do wypróbowania.
Kiedy nie robię peelingu to przed myciem staram się nałożyć na skórę głowy naturalne preparaty, które ją odżywią i ukoją. Doskonale sprawdza się tu jogurt naturalny czy maseczka z żółtka jajka.
Można też zrobić sobie płukankę z zaparzonej kozieradki lub moją ulubioną z octu jabłkowego (2 łyżki na litr wody), która przywraca skórze właściwe pH, zwalcza łupież, ale też pięknie wygładza łuski włosów. Wszystkie te produkty trzymam na głowie od 15 do 30 min przed myciem.

Wymienione wyżej metody kosztują grosze, są naturalne i bardzo skuteczne. Możecie je stosować nie tylko na skórę, ale też na włosy.
To czym i w jaki sposób myjemy włosy jest bardzo istotne. Przede wszystkim ja zawsze myję włosy dwa razy. Najpierw łagodniejszym szamponem (np. Equilibrus, Petal Fresh), żeby oczyścić je z wierzchniej warstwy brudu, a potem silniejszym szamponem (np. przeciwłupieżowym lub oczyszczającym) doczyszczam skórę głowy. Przy drugim myciu staram się  dotrzeć palcami do skóry dokładnie przeczesując włosy i zostawić szampon na minutę lud dwie. Istotne jest też aby postarać się nie myć głowy codziennie. Przy przetłuszczających się włosach może być to trudne, ale mycie co drugi dzień powinno być wystarczające.

W przypadku osób z ŁZS nie ma mowy o obyciu się bez szamponu zawierającego silniejsze detergenty jak SLS czy SLES. Wiem, że teraz jest głośno o tym jakie są szkodliwe, ale przy tłustej i problemowej skórze głowy należy ją oczyścić chociaż raz na jeden czy dwa tygodnie takim mocniejszym detergentem. Ja też mam za sobą etap nie używania SLS i moja skóra głowy bardzo na typ ucierpiała.

Jeżeli chcecie poczytać więcej o detergentach to TU macie świetny wpis na ten temat.

Pewnie wiele z Was zastanawia się też nad tym czy powinnyście rozwadniać szampon przed jego nałożeniem. Mówiąc szczerze ja tego nie robię, ale myślę, że jest to indywidualna kwestia i trzeba wypróbować, która metoda jest dla Was najlepsza.

Jeżeli chodzi o nakładanie odżywki na włosy to zazwyczaj nakładam ją pomiędzy myciem pierwszym a drugim i zazwyczaj tylko od ucha w dół. Bardzo sporadycznie zdarza mi się nałożyć ją na całą głowę. Przy stosowaniu wymienionych wcześniej maseczek nie ma potrzeby nakładać niczego więcej na czubek głowy. 
Tak samo jak w przypadku peelingu, wcierki to absolutny must have w przypadku problemu z intensywnym wypadaniem włosów. Zawierają one składniki aktywne, które mają zahamować utratę włosów i pobudzić wzrost nowych. Nakładamy je na umyta skórę głowy i tu także polecam metodę przedziałkową, tak aby dokładnie dotrzeć do mieszków.

Problem z wcierkami jest taki, że często po ich nałożeniu włosy wyglądają nieświeżo. Przetestowałam ich sporo i z czystym sumieniem mogę polecić Wam trzy wcierki, które nie powodowały u mnie szybszego przetłuszczania i nie obciążały włosów  a do tego działały.

- Dermena, Żel zapobiegający wypadaniu włosów
- Orientana, Tonik Ajurwedyjski do włosów
- Dermedic, Capilarte Serum kuracja stymulująca wzrost włosów

Innym skutecznym produktem jest Serum przeciw wypadaniu włosów 4 Long Lashes, ale on trochę przetłuszczał mi włosy, dlatego nie wspominam o nim w powyższej liście.

Wcierki stosuję zazwyczaj wtedy kiedy mam nasilone wpadanie lub raz na pół roku/rok jako kuracja wzmacniająca. Nie jest to więc stały element mojej pielęgnacji, bo uważam, że warto robić sobie od nich przerwy, ale zawsze do nich wracam. 
Jak wiadomo dieta to podstawa, jeżeli chcemy wyglądać i czuć się zdrowo. Niestety często nie odżywiamy się tak jak powinniśmy i organizmowi brakuje pewnych witamin czy minerałów. Najlepiej oczywiście dostarczyć je w jedzeniu, ale czasami suplementacja jest konieczna.

W moim przypadku najlepiej działa na mnie suplementacja biotyną i witaminą C. Już po miesiącu, kuracji biotyną włosy przestają mi wypadać, ale dla podtrzymania dobrych efektów przyjmuję ją  od 3 do 6 miesięcy. Oprócz tego w zimie wspomagam się witaminą D, a cały rok także kwasami Omega-3 i  cynkiem. Przy Hashimoto ważny jest też selen, który uzupełniam jedząc orzechy brazylijskie.

Wspomniana suplementacja sprawdza się w moim  przypadku, ale oczywiście wszystkie przyjmowane suplementy należy dobrać indywidualnie pod siebie po konsultacji z lekarzem.

Last, but not least - extrasy!


Czyli wszystko to co dodatkowo dotleni i odżywi mieszki naszych włosów. Najprostszy sposób to regularne masaże skóry głowy. Można robić je palcami lub specjalnym masażerem (do kupienie m. in. w Tigerze i Jula), a nawet szczotką z okrągłymi niekłującymi zakończeniami. Wymaga to trochę samozaparcia, ale zdecydowanie się opłaca.

                 



Ja zamiast masażu, na który jestem zbyt leniwa stosuję zabieg prądami d'Arsonvala, które oprócz działania odkażającego pobudzają też ukrwienie skóry. Zamiast zabiegu u kosmetyczyki polecam zaopatrzyć się we własne urządzenie. Kosztuje ok. 100-200 PLN i można je z łatwością kupić przez internet.

Należy jednak z nim uważać i nie stosować ciągle. Cytując za Martą Klowan z bloga Kokardka Mysi, którego Wam bardzo polecam: "Nadmierna ekspozycja na ich działanie może wywołać uzależnienie skóry, nadwrażliwość czy podatność na uczulenia".

Prądy nie nadają się też dla każdego. Przeciwwskazaniem do ich używania jest m.in. ciąża, choroby serca, metalowe implant (także aparaty ortodontyczne), trądzik różowaty i skóra naczynkowa.


.........................................................................


To już wszystkie kroki mojej pielęgnacji. W tym wpisie celowo nie wspominałam zbyt wiele o odżywkach i pielęgnacji samych włosów na długości, bo nie wpływają one stricte na ich wypadanie i jest to temat na oddzielny wpis. 

Zdaję sobie sprawę, że moja pielęgnacja wydaje się być skomplikowana i czasochłonna, ale wcale tak nie jest. Wymaga ona systematyczności, ale po wyrobieniu sobie nawyku człowiek nawet nie zauważa, że robi aż tyle dodatkowych czynności na swojej głowie. 

Pamiętajcie, ze jeżeli borykacie się z  bardzo intensywnym wypadaniem koniecznie zgłoście się do lekarza, bo może to być objaw poważniejszych problemów i warto wtedy skontrolować ogólny stan organizmu.

Jeżeli macie jakieś pytania piszcie. Z przyjemnością na nie odpowiem :).

Copyright © 2016 Ekofilka - naturalnie, że kosmetyki , Blogger